niedziela, 3 stycznia 2016

Analiza roku


Kiedyś ludzie nie przywiązywali tak dużej uwagi do terminów. Żyli bardziej w zgodzie z naturą, która wyznaczała im rytm dnia czy roku. Współczesny świat wymusza na nas życie w ramach czasowych. Pędzimy za terminami, pilnujemy zegarka, nasze zajęcia i podejmowane decyzje definiuje upływający (zawsze za szybko) czas. Koniec roku to czas podsumowań.



O ile jakoś nigdy nie przywiązywałam dużej wagi do noworocznych postanowień. Nie robiłam listy rzeczy "od nowego roku...", to koniec roku zawsze w mojej analitycznej głowie wzbudzał potrzebę zrobienia swoistego rachunku zysków i strat. Takie coroczne podsumowanie, które wymusza prześledzenie swojego życiorysu przez ostatnie 12 miesięcy i wychwycenie najważniejszych zdarzeń.
Potrzebuje prześledzić, ocenić i zamknąć w głowie kolejny etap.


Tego typu analiza skłania też do pewnego pozytywnego wniosku, człowiek pamięta jedynie duże, ważne zdarzenia, silne, długotrwałe emocje. Umysł nie skupia się na drobnostkach, nie pamięta poszczególnych dni chyba, że są naprawdę wyjątkowe.

Zaczynając podsumowanie roku 2015 zadałam sobie pytanie co robiłam równo rok temu. Dłuższą chwilę zajęło mi przypomnienie sobie w jaki sposób spędzałam zeszłorocznego Sylwestra. Zupełnie nie zapadł mi w pamięci, cóż... był po prostu nudny. Impreza przed telewizorem z butelką bezalkoholowego piwa. Pamiętam tylko, obawę, że huki petard obudzą Hanię.

Nie pamiętam żebym bała się jakoś wyjątkowo tego roku, raczej miałam poczucie, że będzie to  trudny rok i trzeba się będzie zmierzyć z wyzwaniami które przyniesie.
Pierwszy kwartał roku przemknął bez ekscesów. Miło wspominam Święta Wielkanocne w Witowie oraz wyjazd na majówkę, na wesele naszych serdecznych przyjaciół z Otwocka. Potem świętowaliśmy roczek Hani. I to by było na tyle przyjemnych wspomnień z zeszłego roku.
Maj minął pod hasłem przygotowania siebie i rodziny do mojego powrotu do pracy, i stresu związanego ze znalezieniem opieki dla Hani. Z lipca pamiętam wściekłe upały i moje zniszczone dłonie od gąbki do szlifowania tynków, polerowanie i malowanie drzwi oraz malowanie sufitów w rytm dźwięków disco polo. Obserwując stopień zaawansowania prac wykończeniowych, sama pod koniec nie wierzyłam, że zapowiedziany przeze mnie termin przeprowadzki - 15 sierpnia, jest realny. A jednak... i ten 15 sierpnia to jest właśnie taki dzień, który długo jeszcze nie zapomnę.
Sierpień bym podsumowała słowem chaos. Potem znów od września do listopada zostałam pochłonięta przez strasznie wyczerpujące obowiązki zawodowe. A do tego doszły zawirowania z samochodem i szukanie nowego auta. Z grudnia zapamiętam roraty z Hanią, pęd za prezentami i przygotowania świąteczne.

Rok 2015 był bardzo wyczerpujący. Mam wrażenie, że trwał wieki. Moje życie rok temu, a teraz dzieli przepaść mentalna i materialna. Zdarzyło się dużo, dobrego i złego.
Spełniło się moje wielkie marzenie - mam swój dom, nasze miejsce na ziemi, wyszukane, wybrane i stworzone tylko dla nas. Ciężka praca, trudne chwile i wyrzeczenia się opłaciły. 

Czego życzę sobie na 2016 rok? Odetchnięcia, chwil relaksu i prawdziwych wakacji z rodziną.



2 komentarze:

  1. Już teraz będzie z " górki" . Planuj już wakacyjny wyjazd. Babcia Aneta

    OdpowiedzUsuń
  2. Marzy mi się Hania nad Adriatykiem.

    OdpowiedzUsuń