niedziela, 26 kwietnia 2015

Strach Matki




Będąc w ciąży, cały czas miałam poczucie, że nad wszystkim panuje. W końcu ciąża była planowana, ja się czułam dobrze, regularnie czytałam na jakim etapie rozwoju jest płód, brałam witaminy, starałam się zdrowo odżywiać. Wszystko tak jak trzeba. Oprócz tego, że sama ciąża była dla mnie czymś nowym w aspekcie fizycznym (to oczywiste) i psychicznym (dlaczego wszyscy mnie wkurzają?!), to jednak moja mentalność pozostała bez zmian. Uważałam, że nad wszystkim panuje i bez drobnych wyjątków, ciąża nie przeszkadzała mi w organizacji życia tak dotychczas. Dlatego też funkcjonowałam tak jak zawsze, pracowałam bez dawania sobie "forów", nie odpuszczałam sobie obowiązków domowych, bo przecież "ciąża to nie choroba". Z perspektywy czasu widzę, że robiłam czasami za dużo i za bardzo, żeby udowodnić sobie, że nic się przecież nie zmieniło.

Wszystko to do pewnego momentu... kiedy trafiłam do szpitala i tak naprawdę po raz pierwszy poczułam, że jestem za kogoś odpowiedzialna i co gorsza po raz pierwszy bałam się o swoje dziecko. To był rodzaj strachu najgorszy z możliwych, wynikający z bezsilności. Nic nie było wtedy ważne tylko Ona, wszystko zniknęło.

Najgorsze było to, że ja czułam się dobrze, nie miałam żadnych złych przeczuć, nic mnie nie bolało, a okazało się, że z dzieckiem nie jest tak jak być powinno. To był dla mnie wstrząs, jak zimny kubeł wody wylany na głowę. Wiedziałam, że już zawsze będę się bała o swoje dziecko. Niepokój jest zawsze, zmienia się tylko jego podmiot.

Końcówka ciąży była ciężka, cały czas myślałam o tym czy Małej jest dobrze, czy się dobrze czuje i nic jej nie zagraża. Potem był wielki strach przed cesarskim cięciem i przed karmieniem piersią. Po urodzeniu Hani, wciąż byłam niepewna czy dobrze się nią zajmuję, czy wszystko właściwie robię. Teraz niepokoje się tym, czy Mała dobrze się rozwija, czy wystarczająco dużo czasu jej poświęcam, czy prawidłowo ją odżywiam, czy ubieram ją odpowiednio do pogody...

Strach i stres to codzienność matki. Wiem, że już do końca życia będę martwić się o to, czy moja córka jest zdrowa, szczęśliwa i bezpieczna. Nie wiem czy z tym strachem się da oswoić, mam tylko nadzieję, że moje dziecko nie będzie mi dokładać dodatkowych powodów do nerwów i siwych włosów. Boję się, bo wiem, że choćbym najbardziej się starała, to na niektóre rzeczy nie mam wpływu i nie uchronię jej przed całym złem świata.
Nie oznacza to jednak, że nie będę próbować.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz